Twarz i koneksje – czyli jak zrozumieć Chiny

Aneta Jankowska
12 czytania

W tym artykule przybliżymy terminy, których tłumaczenie na języki obce sprawia zawsze dużo problemów, ze względu na brak odpowiadających im zjawisk społecznych w społeczeństwach zachodnich – mianzi (twarz) i gunaxi (układy, koneksje, sieć powiązań).

Autor: Gregory Marvides, PhD

Mianzi i guanxi – klucz do zrozumienia zasad etykiety biznesowej w Chinach

Bardzo trudno w kilku zdaniach wyjaśnić pojęcie „twarzy” (mianzi). Nie można również dyskutować o „twarzy” w oderwaniu od powiązanego z nim pojęcia „guanxi”, czyli związku, znajomości, bądź sieci powiązań/znajomości. W każdym razie, oba te pojęcia -i to jak manifestują się one w codziennym życiu w Chinach – powinien zrozumieć każdy obcokrajowiec i to najlepiej jeszcze przed przyjazdem, a to po to, by uniknąć licznych nieporozumień i wybuchów gniewu.

Z perspektywy Zachodu trudno jest w pełni docenić, jak niezwykle ważną role odgrywa „twarz” w codziennym życiu Chińczyków. Badanie przeprowadzone w 2005 roku przez China Youth Daily pokazało, że ponad 93 procent spośród 1150 respondentów, którzy wzięli w nim udział stwierdziło, że „twarz” jest dla nich bardzo ważna, a 75 procent przyznało, że najbardziej upokarzającym doświadczeniem, jakiego kiedykolwiek doświadczyli było zrobienie błędu na oczach innych (Shan, 2005). Innymi słowy, większość Chińczyków zrobi co tylko w ich mocy, by uniknąć publicznej kompromitacji, co przejawia się w niechęci do otwartego przyznania się do błędu, bez względu na to jak mały i nieznaczący to błąd. Zjawisko to pozwala znaleźć odpowiedź na wiele pytań, choćby na to dlaczego ogromna większość chińskich studentów tak niechętnie zgłasza się na ochotnika podczas zajęć lekcyjnych lub podczas mniej formalnych „English corners” – ponieważ strach przed zrobieniem błędu w obecności innych jest paraliżujący.

Według azjatyckiego naukowca, Ting’a-Toomey’a (1988), „twarz” jest „strategią, która zapewnia szacunek dla samego siebie oraz tożsamość jednostki. Czynności mające na celu zachowanie twarzy są rytuałami, które chronią rolę jednostki w sieci znajomości, zabezpieczając jej tożsamość osobistą oraz status społeczny” (s. 215). To czego większość obcokrajowców nie potrafi zrozumieć lub zaakceptować jest fakt, że – z chińskiej perspektywy – „kłamanie” w celu zachowania bądź dania twarzy nie jest wcale postrzegane jako kłamstwo, gdy oczywistym jest (dla nich), że jego intencją lub podstawową motywacją nigdy nie jest wprowadzenie w błąd.

Wszyscy mieszkańcy Zachodu uciekają się do strategii zachowania twarzy z pobudek narcystycznych, tzn. by chronić siebie przed upokorzeniem, towarzyskim zakłopotaniem i – do pewnego stopnia – by zachować wiarygodność: „Przepraszam, stałem w korku” lub „poczta jeszcze nie dostarczyła czeku” – to dwa często spotykane przykłady. Jednak wielu dostrzega znaczącą różnicę między kulturą Zachodu i azjatycką w motywach oraz funkcjach spełnianych przez strategie obliczone na zachowanie twarzy. Gao i Ting-Toomey (1998) sugerują, że „podczas gdy kultury indywidualistyczne, w tym kultura Zachodu, stosując 'twarz’, kładą nacisk na nie-partycypowanie (sic!) oraz kreowanie tożsamości indywidualnej, kultury kolektywistyczne koncentrują się na partycypacji oraz na wytworzeniu tożsamości zbiorowej” (s. 137).

…przedstawiciele Zachodu skupiają się o wiele bardziej na dosłownym znaczeniu i spójności wymawianych słów i dlatego też usłyszą wyłącznie „kłamstwo”, podczas gdy Chińczyk intuicyjnie i precyzyjnie wyczuje co było prawdziwym zamiarem i bynajmniej nie posunie się do posądzenia nikogo o celowe oszustwo.

Zasadniczo chodzi zatem o to, że na Zachodzie strategie ratowania twarzy są obliczone niemal wyłącznie na ochronę przed uszczerbkiem narcystycznych uczuć jednostki, nie biorą pod uwagę kontekstu społecznego, zaś na Wschodzie ich celem jest jednocześnie ochrona i utrzymanie silnych więzi społecznych (co jest postrzegane jako „dawanie twarzy”). Stąd, charakter strategii ratowania/dawania twarzy zastosowany w danym momencie będzie się każdorazowo różnił (w przeciwieństwie do Zachodu), w zależności od roli jaką dana osoba pełni w obrębie struktury społecznej.

Dla przykładu wyobraźmy sobie chińskie dziecko, które w domu przypadkowo potrąciło i stłukło wazę. Swoim kolegom i dalszym znajomym prawdopodobnie oznajmi, że „to nie on”, ale swoim rodzicom najprawdopodobniej powie coś w rodzaju „w pewnym momencie zakręciło mi się w głowie i straciłem równowagę. Przepraszam, że zapomniałem zjeść śniadanie” – stosując tę strategię pozwoli im uniknąć wstydu z posiadania niezdarnego syna. Studenci nagminnie i celowo „kłamią” wypełniając formularze, w których oceniają pracę profesorów poprzez wpisywanie „doskonały” zamiast dobry; „dobry” zamiast przeciętny; „przeciętny” zamiast mierny – jest to powszechnie znana strategia dawania twarzy, którą stosują na co dzień. (Ta strategia chroni także ich samych przed utratą twarzy, gdyż jakby to wyglądało, gdyby wydało się, że uczęszcza się na zajęcia okropnego profesora; mogłoby to oznaczać, że odebrało się słabą edukację lub że nie zasługuje się na lepszego wykładowcę).

Jedna z najmocniejszych i najdobitniejszych ilustracji kolektywnej, partycypacyjnej strategii ratowania/dawania twarzy, którą kiedykolwiek przeczytałem, jest zawarta w poniższym tekście autorstwa Hammonda i Glenn’a (1988):

Przykład tego znajdujemy w niedawno zaobserwowanym zachowaniu naszego chińskiego kolegi, który otrzymał grant na przeprowadzenie badań naukowych w Europie. W owym czasie studiował on na Tajwanie i zrzekł się tego prestiżowego stypendium. Później wyjaśnił nam, że jego ojciec był w tamtym czasie bez pracy, a przyjęcie grantu pogłębiłoby wstyd ojca, nadwątliło ich wzajemne relacje oraz wytrąciło relacje rodzinne ze stanu równowagi. „Jest ważne”, powiedział, „aby pierwszy syn był gotowy do przyjęcia roli głowy rodziny, gdy ojciec jest gotowy się tej roli zrzec, ale nie wcześniej.”

W tym przypadku młody chiński naukowiec nigdy bezpośrednio nie podzielił się swoimi odczuciami z ojcem, który byłby wstrząśnięty i zawstydzony własną pozycją. Jednocześnie ojciec domyślił się postępowania syna i głęboko docenił jego wybór zachowania twarzy (s. 28).

Komunikacja kontekstowa w Chinach

W chińskiej kulturze „komunikacja kontekstowa”, tj. reakcje, postawa, mowa ciała itd., jest znacznie ważniejsza niż jakikolwiek przekaz słowny. Dla przykładu, na bezpośrednie pytanie zadane przez człowieka Zachodu Chińczyk może odpowiedzieć „tak”, ale zachować się tak, jakby powiedział „nie”. Ta celowo dwuznaczna postawa ma na celu zakomunikowanie cudzoziemcowi, że właściwa odpowiedź brzmi „nie”, ale ich znajomość jest warta kontynuacji (i dlatego „nie” nie zostało wyartykułowane jednoznacznie). By zilustrować to na przykładzie wziętym z życia – większość moich studentów powiedziała mi, że podczas 22 lat swojego życia nigdy nie usłyszeli od swoich rodziców słów „kocham cię”, chociaż nie mieli wątpliwości, że byli kochani. Gdy pytam ich skąd mają tę pewność, odpowiadają nieodmiennie, że „sądzą po uczuciach i czynach”. W Chinach słowa jako takie nie znaczą tyle, ile znaczą dla nas. W Chinach komunikacja werbalna wypada stosunkowo blado w porównaniu z czynami i stanami uczuciowymi, które mają swoje źródło w komunikacji pozawerbalnej.

Odwrotnie jest na Zachodzie, gdzie dużo większą wagę przywiązujemy do dosłownego znaczenia słów, i – patrząc z perspektywy tych, którzy całkowicie pomijają komunikację kontekstową – dostrzegamy wyłącznie „kłamstwo”, podczas gdy Chińczyk intuicyjnie wyczuwa jaki jest prawdziwa intencja „kłamstwa” i nie postrzega go w żadnym stopniu jako próby celowego wprowadzenia w błąd. Z chińskiego punktu widzenia, z prawdziwym kłamstwem mamy do czynienia tylko wtedy, gdy towarzyszące mu elementy komunikacji kontekstowej są obliczone na wprowadzenie w błąd. To rozróżnienie generuje cały wachlarz różnic między naszymi dwiema kulturami i jest bardzo trudno docenić je z perspektywy Zachodu. Niekiedy te niewerbalne wskazówki są niezmiernie trudne do interpretacji, chyba że ktoś wychował się w danej kulturze.

Pewnego razu poszedłem z moim chińskim kolegą do usługodawcy, który unikał mnie odkąd zareklamowałem rolety zainstalowane tydzień wcześniej. Bardzo uważnie obserwowałem wyraz twarzy sprzedawczyni w trakcie rozmowy z moim przyjacielem i (patrząc przez Zachodnie okulary; w oparciu o ton głosu sprzedawczyni i tego co mi przetłumaczono) doszedłem do wniosku, że już nigdy więcej ich nie zobaczę. W drodze powrotnej mój kolega zapewnił mnie jednak, że serwisant wróci. Gdy spytałem na czym opiera swoje przewidywania, wyjaśnił lakonicznie: „Trudno wyjaśnić mi to w języku angielskim: wiem tylko tyle, że kobieta mówiła prawdę i że powrócą, by naprawić rolety.” Dwa dni później wrócili, by naprawić usterkę.

Czasami kłamstwo jest po prostu kłamstwem (nawet w Chinach). Jednak czasami zaniechanie „kłamstwa” – na przykład w sytuacji, gdy ktoś mówi „nie” i faktycznie ma na myśli „nie” – jest oznaką poważnego braku szacunku. W odczuciu Chińczyków niegrzecznie jest odmówić bezpośrednio i Chińczyk albo po prostu nie udzieli żadnej odpowiedzi, albo w zawoalowany sposób powie „nie”, uciekając się na przykład do takiej formuły: „Wiesz, może mi to sprawić pewne trudności.” Innym razem (szczególnie w zetknięciu z obcokrajowcami i Chińczykami z niższych warstw społecznych, z którymi relacje nie niosą za sobą ryzyka poniesienia konsekwencji społecznych, jako że są to jednostki spoza sieci znajomości) strategia ratowania twarzy w żadnym stopniu nie spełniałaby funkcji „partycypacyjnej”: dana odpowiedź ma po prostu uchronić przed utratą osobistej wiarygodności i przed konfrontacją z nie-członkiem (z punktu widzenia sieci znajomości).

Dla przykładu: kilka lat temu wybrałem się na bazar, by kupić nowego psa i byłem uradowany, gdy znalazłem szpital dla zwierząt, który sprzedawał pudle średniej wielkości. Miałem pudle przez cały okres dorosłego życia i zauważyłem, że ogon tego, który mi się szczególnie podobał, został obcięty trochę za krótko. Gdy dopuściłem się nieumyślnie dość poważnego faux pas, robiąc otwartą uwagę na ten temat właścicielowi szpitala w obecności jego żony i pracowników, spojrzał mi stanowczo prosto w oczy i odpowiedział „Nie obciąłem go, po prostu odpadł”. W tym przypadku, ta jawnie absurdalna odpowiedź miała na celu nie tyko podkreślić brak ochoty do wzięcia odpowiedzialności za błąd (ponieważ nie byłem członkiem sieci znajomości), ale wyrażała ona także niezadowolenie z bycia „poprawianym” w obecności innych – nie tylko przez osobę z zewnątrz, ale także laika. Innymi słowy jego odpowiedź brzmiała: „Dla twojej wiadomości – jestem kompetentnym profesjonalistą. Wiem co robię i możesz mi ufać, nawet jeśli ogon został obcięty za krótko. Trzeba mieć tupet, by robić takie uwagi”.

Rzecz w tym, że w sytuacjach takich, jak ta do naszych uszu (jako ludzi Zachodu) dociera tylko „kłamstwo”, bo nie zdajemy sobie sprawy z niewerbalnych przesłanek (takich jak nieznaczne zmiany wyrazu twarzy, ułożenie głowy i rąk, ruch gałek ocznych, bądź też stopień zdyscyplinowania ciała), które właściwie modelują przekaz słowny – pod warunkiem, że wiesz na co zwracać uwagę i co wyczuwać.

Udostępnij artykuł
1 Comment
  • Kultura wschodnich krain, takich jak Japonia, czy Chiny jest tak odległa od naszej, że nawet najmniejsza uwaga może być brana za obrazę, zatem warto uważać na słowa i czyny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *